W drodze do Parku Narodowego Arches
I18n Error: Missing interpolation value "autor" for "Wysłane przez: {{ autor }} w dniu {{ data }}"Pakuję plecak na kolejny wyjazd i poluję w głowie, co tak naprawdę wiem o Kolorado, Utah i Arizonie. Szczerze mówiąc muszę stwierdzić, że wiedzy nie jest zbyt wiele. Byłem w USA kilka razy, ale prawie za każdym razem tylko na wschodnim wybrzeżu. Najbliżej krainy kowbojów i Indian byłem kilka lat temu, kiedy odwiedziłem Nevadę. To właściwie „za rogiem”, więc zobaczymy. Daleko za oceanem opuszczamy naszych Komanczów i śmiało wkraczamy na terytorium Navajo i ich sąsiadów. Po przybyciu do Denver odbieramy samochody i znikamy z grupą w dziczy na dwa tygodnie. Prowadzę samochód i staram się choć naocznie dostrzec krajobraz Kolorado. Zaskakująco różnorodna mieszanka siedlisk zmienia się bez ostrzeżenia na lewo i prawo, a załoga zaczyna skracać przerwy między okrzykami, takimi jak „spójrz na te skały, grube”, „obejrzyj to piękne jezioro!” lub nawet „jedź dalej, stary”. , nie spadnijmy z urwiska”. Właśnie jedziemy przez piękny las iglasty, który wygląda jak wycięty z filmu dokumentalnego z górnej kredy. Brakuje tylko meteoru na niebie i kilku dinozaurów na drzewach. Przez przełęcz trafiamy na drugą stronę Gór Skalistych do Aspen i Utah na wyciągnięcie ręki. Tak czy inaczej, Kolorado strzeliło gola i miło nas zaskoczyło. Tak, mógłbyś tu mieszkać.
Po nocy spędzonej w „nie tak dzikim” i krótkiej wędrówce jeszcze w Kolorado, już jedziemy naszymi dwoma Chevroletami do Parku Narodowego Arches. Zniknęły lasy iglaste. Dookoła na czerwonych skałach rosną tylko suche krzaki, a pomiędzy tym wszystkim wije się rzeka Kolorado. Od ostatniego razu bardzo przybrała na wadze, dziewczyno. To już nie jest strumień, który kilka razy spotkaliśmy w Górach Skalistych.